Miguel
Dołączył: 14 Mar 2011
Posty: 33
Przeczytał: 0 tematów
Skąd: Kraków/Rzeszów
|
Wysłany: Wto 19:47, 10 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Na prośbę Moni wrzucam sprawozdanie z weekendu
Dotarliśmy z Agusią planowo przed 10:00 na Łódź Kaliską i zdążyliśmy na spokojnie na pierwszą ślizgawkę o 10:30. Spodziewaliśmy się, że sami nie będziemy bo to jedyne lodowisko w okolicy, a w dodatku najlepsza klima na dzielni. No i nie byliśmy... oprócz nas było jeszcze dwóch panów na hokejkach - więc tafla nasza
Godzina rozjazdu, kilka piruetów, kilka skoków i kilka wywrotek we mgle - i tak nam minęła pierwsza godzina. Ubieramy się i widzimy, że jakieś dzieciaczki idą do swoich przebieralni, no to dajemy na trybuny żeby popodglądać jak jeżdżą. Okazało się że to jacyś Rosjanie albo Ukraińcy (z ich okrzyków tak wynikało). Patrzą z tafli na nas jak na jakichś pomyleńców, ale już przywykliśmy, więc olewka i oglądamy. Ci zaczynają rozgrzewkę - Axel od niechcenia, potem death drop, my się rozpływamy, a oni przechodzą do rozjazdów i rozpoczynają trening. Parują się i ćwiczą jazdę taneczną. Cud miód mleko i orzeszki.
Na trybunach zmarzły nam dupki bo się nie ruszamy a klima nieubłaganie chłodzi, więc idziemy na Piotrkowską do Hostelu. Wchodzimy na "recepcję" i widzimy parter - jakby przeszła wichura albo jakieś tornado. Ale kazali się nie zniechęcać, bo na górze jest lepiej, tylko na pokój musimy zaczekać bo jeszcze nie uprzątnęli po poprzednich gościach. Nie robimy problemów, płacimy, dostajemy klucze i zostawiamy toboły żeby nam je wnieśli jak sprzątną. W myślach modlimy się, żeby warunki w pokoju nas nie odstraszyły - ale w razie czego będziemy się wykłócać o cenę, bo za późno żeby czego innego szukać. Korzystamy z łazienki na parterze - w niej już takiego sajgonu na szczęście nie było.
Odświeżeni udajemy się na zasłużony obiadek. A nie, jeszcze musimy odebrać Olę z dworca, bo dzwoni, że właśnie dojechała. Kierujemy nią gdzie ma iść i spotykamy się w połowie drogi. Cmok cmok i idziemy JEŚĆ . Niestety upatrzona wcześniej stołówka jest zamknięta z powodu jakiegoś spotkania tam organizowanego. Trudno, mam w zanadrzu jeszcze kilka sprawdzonych miejsc - idziemy we trójkę na makaron do Prowokacji. Na miejscu na szczęście jest wiatrak, a pot nam spływa z czoła. Oczywiście ustawiamy wiatrak w naszą stronę i czekamy na zamówienie. Każda sekunda trwa tyle co wieczność, ale w końcu kelnerka niesie górę żarcia - przepyszne makarony. Warto było się tam turlać.
Najmilsza część dnia za nami, więc pora na łyżwy. Marszem na lodowisko schłodzić obite tyłki i kolana. Docieramy na świeżo wyczyszczony lód (super-lód ) i zakładamy łyżwy żeby go jak najmocniej zryć. W międzyczasie pojawiają się pojedyncze osoby chętne do poobijania tyłków. Jedna z nich przypomina z profilu Ulkę, ale ona przecież ma dojechać dopiero następnego dnia... No dobra wzrok mi spłatał figla, dziołchy się ze mnie pośmiały, a za moment to samo. Wchodzi jakaś panna i mi tym prazem przypomina Gosię z Gdyni, którą poznaliśmy rok temu w Sanoku. Haha-hihi to na pewno nie ona, patrzymy, ona patrzy na nas. Konsternacja. GOSIA!!! Padamy sobie w ramiona bo to jednak ona . Gadu-gadu, dowiadujemy się że w połowie drogi do Sanoka (jedzie na dwa tygodnie) zatrzymała się w Łodzi i postanowiła się rozjeździć. Cudowny zbieg okoliczności. Po chwili przychodzi jeszcze Kamila Cholawska i Sebastian, którego Agusia kojarzy z Walleya w Krynicy. Poznajemy jeszcze Asię z Warszawskiego klubu Salchow. No to jeździmy wśród samych swoich.
Druga ślizgawka minęła jeszcze szybciej niż pierwsza. Tym razem rolba nas nie uraczyła swoimi magicznymi zdolnościami, więc wychodzi na to, że kto pod kim dołki kopie ten sam w nie wpada. Resztkami sił skaczemy ostatnie trójeczki, robimy przy tym pińćset zdjęć na fejsa i kilka nagrań na kamerkę dla lansu na jutuba. Wyłączają muzykę - trzeba zmykać. Umawiamy się z Gosią i Asią na piwko i idziemy do hostelu zobaczyć pokój i WZIĄĆ wspólny prysznic. Cofnij - po prostu prysznic.
Pokój okazuje się OK, więc bez narzekanie leniwie zbieramy się na miasto - do Manufaktury. Szybkie wożonko, co głodni jedzą drugi, co bardzo głodni - trzeci - obiad i idziemy do knajpki na cyderka. Spod parasolek na Piotrkowskiej przegoniła nas rozwścieczona wichura która się dość nagle zerwała, więc przenosimy się jeszcze na chwilę do środka knajpki, po czym Gosia z Asią decydują, że pora jechać na wytrzeźwiałkę (one zapewniały że do swojego hostelu ale ja wiem swoje). My dopijamy resztkę ambrozji i idziemy piechotką w delikatny ciepły letni deszczyk do siebie.
Padamy na wyrko, po chwili otwieramy oczy a tu już niedziela! Błyskawiczne śniadanie i lecimy na lodowisko. Jeździmy, jeździmy, kręcimy, kręcimy, skaczemy, skaczemy i wpada na taflę gość z obsługi lodowiska żeby pozalepiać dziury - a że to taki typ co mu wszystko przeszkadza (całkowite zaprzeczenie pana Wieśka) to wyskakuje do mnie z tekstem, żeby tu nie skakać bo dziury robię. Tłumaczę mu, że 100x większe dziury robi woda kapiąca z lamp, a lodowisko po to jest, żeby je ryć, ale do gościa nie dociera, więc parę minut musiałem odpocząć i jak sobie poszedł to robiłem już swoje .
Następnie - obiadek, hostel, zabieramy graty i idziemy na dwie ostatnie ślizgawki, na których mają być Ula z Anią z Wrocławia. Cmok, cmok, focie na fejsa i wiążemy razem łyżwy. Co się działo na lodzie - pomijam i zapraszam do obejrzenia nagrań z kamerki - już część wrzuciłem, resztę obrobię chyba w przyszłym tygodniu (w Sanoku będzie co wieczorami robić). Link. Natomiast zdjęcia z aparatu Oli [link widoczny dla zalogowanych].
Po łyżwach musieliśmy się rozstać z Ulką i Anią i biec na pociąg, a po drodze coś wszamać. Drogę powrotną w większości przespaliśmy ze zmęczenia, zdążyłem jedynie trzasnąć fotkę zachodzącego słońca już za Łodzią:
[link widoczny dla zalogowanych].
Wszyscy z wyjazdu zadowoleni i z niedosytem czekamy na Sanok
Do zobaczenia.
Ostatnio zmieniony przez Miguel dnia Wto 19:51, 10 Lip 2012, w całości zmieniany 1 raz
|
|